CplusE #250 – Ładowanie akumulatora na postoju w trasie. Ile powinno trwać?

Witajcie! Przepalanie silnika na postoju, by go rozgrzać nie ma najmniejszego sensu w nowoczesnych ciężarówkach. To już ustalone.

Jest jednak pewna okoliczność, kiedy utrzymywanie włączonego silnika, gdy pojazd stoi w miejscu ma głębokie uzasadnienie. Wszystko związane jest oczywiście z kondycją akumulatorów w naszej ciężarówce.

Tym zagadnieniem z przyjemnością się dzisiaj zajmiemy. Zapraszam na CplusE. Jedziemy z tematem!

Zacznę od kilku banałów. Akumulatory służą nie tylko do uruchamiania silnika w pojeździe, ale są też jedynym źródłem zasilania wszystkich jego podzespołów oraz tego, co podłączamy do gniazdek w kabinie. Niezawodność ciężarówki w dużym stopniu opiera się zatem właśnie na akumulatorach.

Stąd nasze rady, by przed zimą sprawdzać ich stan i wymieniać na nowe, jeśli są podejrzenia co do ich sprawności – tak jak to się robi u nas w Omedze Pilzno. Chodzi o to, że wadliwy akumulator oznacza problemy z odpaleniem silnika, a te wiążą się z całą kaskadą kłopotów, które kończą się np. srogim zawaleniem terminu dostawy.

Tego w transporcie nie lubimy, więc awariom czy niedomaganiu akumulatorów trzeba aktywnie przeciwdziałać. Jedną kwestią jest częsty serwis i weryfikowanie ich sprawności, a drugą sposób eksploatacji akumulatorów przez kierowców oraz umiejętne zapobieganie rozładowaniu.

Akumulatory w kość dostają szczególnie zimą. Po pierwsze z uwagi na niższe temperatury, a po drugie przez zużycie prądu na postoju, które jest po prostu wyższe.

Kierowcy więcej siedzą w kabinach. Działa webasto, dłużej włączone jest światło, a do tego dochodzą jeszcze laptopy, tablety, telefony czy telewizory. Ale istotnym odbiornikiem prądu są także lodówka czy klimatyzacja postojowa, których używa się również poza sezonem zimowym.

Wszystko zasila ta sama bateria, która odpowiada za rozruch, więc jeśli mamy dłuższy postój, spowodowany np. opóźniającym się rozładunkiem, a na zewnątrz jest -10 stopni Celsjusza, natomiast w kabinie gra muzyka, świeci się światło albo ładujemy komputer, golarkę i szczoteczkę do zębów, to rano możemy nie ruszyć.

Warto kontrolować stan baterii. Jest coś takiego, jak wskaźnik stanu akumulatora. On pokazuje kilka ciekawych kwestii. Pierwsza rzecz, to na zielono zaznaczono bieżące naładowanie, a na styku zielonego i niebieskiego jest punkt, do którego można go doładować.

Niebieskie bloczki oznaczają pojemność, której nie można naładować np. ze względu na niskie temperatury. Ale im starszy i bardziej zużyty jest akumulator, tym niebieskie pole będzie większe niezależnie od temperatury.

Na czerwono widać natomiast krytycznie niski stan naładowania akumulatorów, który może grozić ich uszkodzeniem.

Między innymi dlatego kontrola stanu akumulatora to dobry nawyk. Pewnym ułatwieniem jest to, że w nowych pojazdach – takich jak to Volvo FH – komputer informuje nas o niskim poziomie naładowania akumulatora w serii komunikatów.

Najpierw dostajemy komunikat: „Niski poziom akumulatorów. Ryzyko ich przedwczesnego zużycia” i on występuje przy naładowaniu poniżej 45%.

Jeśli nic nie zrobimy, a akumulator dalej będzie się rozładowywał, to naszym oczom ukaże się komunikat: „URUCHOM SILNIK Niski poziom akumulatorów. Naładuj bezzwłocznie.”

Innym sposobem na weryfikację stanu naładowania akumulatorów jest sprawdzanie ich napięcia i eksperci zalecają właśnie tę metodę, bo dzięki temu możemy zareagować wcześniej. Tu jest prosty temat. Napięcie powyżej 24 V oznacza, że akumulatory są w dobrym stanie, a gdy jest poniżej tej wartości, to trzeba się nimi zainteresować.

Ważna uwaga. Jeśli zauważymy, że napięcie jest np. na poziomie 23,8 V, ale za 5 minut wyruszamy w trasę, to w zasadzie nie trzeba nic robić, bo akumulatory podładują się w jeździe. Gorzej, jeśli przed nami kilka albo kilkanaście godzin pauzy albo oczekiwania na przeładunek. Wtedy musimy zacząć działać.

Ładowanie akumulatora na postoju

Najprostszym sposobem naładowania akumulatorów w trasie, gdy wymaga tego sytuacja, jest zwyczajnie uruchomienie silnika pojazdu na pewien czas. Ale… Żeby to przyniosło efekt, musimy całą operację przeprowadzić z głową.

Przede wszystkim ważne jest zwracanie uwagi na komunikaty komputera pokładowego oraz weryfikacja napięcia akumulatorów – to szczególnie istotne przy ujemnych, zimowych temperaturach. W sytuacji, gdy potwierdzimy, że stan naładowania jest niski, a przed nami długi postój, to odpalamy silnik.

Ważna rzecz. Z naszych wyliczeń wynika, że przez pierwsze 15 minut alternator jest w stanie jedynie odrobić wydatek prądu, który został użyty do uruchomienia silnika. Dopiero później stan naładowania akumulatorów zwiększa się względem sytuacji wyjściowej.

Dlatego ładowanie akumulatorów przez 20 minut niewiele da. Szczególnie, jeśli stan ich naładowania był niski albo krytyczny. W zasadzie przyniesie to więcej szkód niż pożytku.

Akumulatory trzeba ładować dłużej. U nas w firmie w sytuacji spadku napięcia akumulatorów zalecamy uruchomienie silnika na godzinę. Tylko to nie jest tak, że później możemy już zapomnieć o problemie i podłączyć sobie przetwornicę, którą będziemy swobodnie zasilać nasze gadżety.

Po takiej godzinie ładowania akumulatory w żadnym wypadku nie są pełne. Podładowaliśmy je na tyle, by np. za kilka godzin postoju na mrozie udało się uruchomić silnik. Dlatego, jeśli mamy zamiar korzystać z innych odbiorników prądu w kabinie, musimy nadal kontrolować napięcie akumulatorów.

Co robić, gdy padnie akumulator?

Rozważne korzystanie z akumulatorów to istotny element pracy świadomego kierowcy. Bardzo ważne jest np., żeby ładować nasze urządzenia podczas jazdy, a nie na postoju, ale to już wiecie. Dla formalności dodam, że w niektórych pojazdach ciężarowych są też takie rozwiązania, które rozdzielają akumulatory na dwie części zadaniowe.

Jedna odpowiada za rozruch, a druga za całą resztę i one działają niezależnie. Do tego część rozruchowa utrzymywana jest w stałym pełnym naładowaniu, ale… to opcja dodatkowa, na którą decydują się firmy, które np. używają wind samowyładowczych albo innych „prądożernych” urządzeń. No i takie rozwiązanie wiąże się z dodatkowymi kilometrami, których transport dalekobieżny woli unikać. 

W standardzie cały zestaw akumulatorów odpowiada za wszystkie zadania. Ich rozładowanie owocuje zatem uziemieniem kierowcy, ciężarówki, a co za tym idzie również naczepy i tkwiącego w niej towaru. Nikt tu nie będzie zadowolony, więc trzeba tego unikać, a jak już się na przytrafi takie zdarzenie, to musimy ratować sytuację.

Pierwsza opcja, to kable rozruchowe i szukanie kogoś na parkingu, kto mógłby użyczyć nam odrobiny prądu. Szczegółową procedurę ładowania akumulatorów na kablach mamy już na kanale. Nie zawsze jednak można zastosować ten manewr, bo albo nie ma kabli albo innego kierowcy ciężarówki chętnego do pomocy.

Jeśli taka niefortunna sytuacja wydarzy się u nas w Omedze Pilzno, to – z uwagi na to, że nasze ciężarówki jeżdżą po całej Europie – możemy spróbować zlokalizować innego kierowcę od nas i poprosić go, by wspomógł kolegę prądem. Ale to też nie zawsze wypali. Wtedy zostaje już tylko mobilny serwis.

Podsumowanie

Temat akumulatorów i ładowania ich na postoju pokazuje, że nie wszystko w transporcie jest czarno-białe. Oczywiście mam tu na myśli rozgrzewanie silnika na biegu jałowym, które stanowczo odradzamy. W naszej branży zawsze musi wygrywać racjonalna ocena sytuacji i zdrowy rozsądek. Z tym Was zostawiam. Życzę szerokości z CplusE. Do zobaczenia.

Dodaj komentarz

Koszyk
Przewiń do góry