CplusE #215 – Mobilny warsztat – STAR 266 B2/SAM

Koniec sielanki! Dzisiaj opowiem wam o pojazdach, które w swoich najlepszych czasach rozjeżdżały kołami bezdroża, wyganiały ciszę z leśnych ostępów i mąciły wodę w głębokich szuwarach, a przynajmniej do tego były skonstruowane. Przedstawiam wam STAR-a 266 w zabudowie, której się nie spodziewacie. 

Zapraszam na CplusE, jedziemy z tematem!

Seria 200 – porządne polskie konstrukcje

Pojazdy z serii 200 to chyba najbardziej udane ciężarówki wyprodukowane przez fabrykę STAR-a. Możliwe nawet, że to jedne z najlepszych polskich samochodów w ogóle. Biorąc pod uwagę epokę, w której powstawały oraz nasze technologiczne zacofanie w porównaniu do światowych potęg motoryzacji, trzeba przyznać, że akurat te maszyny wyszły naszym konstruktorom nad wyraz dobrze

Rodzina serii 200 składała się z trzech dumnych i utalentowanych braci. Szosowego STAR-a 200, którego na kanale już omawialiśmy, terenowego dwuosiowego STAR-a 244 oraz trzyosiowego STAR-a 266, który najlepiej z całej trójki nadawał się na bezdroża.

Prace nad tą serią pojazdów trwały w zasadzie od 1968 roku, a trud jej doskonalenia wzięli na siebie inżynierowie wielu różnych rodzimych instytucji.

Serię rozwijały równocześnie ośrodki konstrukcyjno-badawcze w Starachowicach i Warszawie. Ale udział w projekcie miał również np. Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej w Sulejówku, a nad projektem kabiny czuwały jeszcze BKPMot w Warszawie oraz warszawski Instytut Wzornictwa.

Zbiorowy wysiłek utalentowanych ludzi opłacił się, bo zaowocował całkiem sprawnymi pojazdami ciężarowymi, które przez lata wykorzystywano do wielu wymagających zadań. A tak naprawdę, to te pojazdy są nadal w użyciu. Szczególnie jeśli mowa o STAR-ze 266, który śmiga aż miło oczywiście w wojsku, ale też np. w zakładach energetycznych, no i wszędzie tam, gdzie trzeba szybko i sprawnie przejechać przez bezdroża.

Produkcję STAR-a 266 uruchomiono w 1973 roku. Jego przeznaczenie było czysto terenowe, niezależnie od rodzaju zabudowy, którą dźwigał. Świadczą o tym rzeczy oczywiste, jak opony „choinki” do jazdy po bezdrożach, ale również mniej dostrzegalne szczegóły. Zauważcie, że brakuje tu stopnia do wsiadania. Do kabiny trzeba się wspiąć. A stopień? W terenie mógłby się łatwo oderwać.

Wszędobylski i niezawodny STAR 266

Pojazd, który mamy dzisiaj do dyspozycji wyprodukowano w 1979 roku. Obecnie wchodzi w skład prywatnej kolekcji Pana Przemysława Kaczmarzyka. Losy tej ciężarówki były typowe dla takich pojazdów wykorzystywanych w polskim wojsku. Głównie stał i pięknie wyglądał, z rzadka gdziekolwiek wyjeżdżając. Skąd taki wniosek? A stąd, że po ponad 40-stu latach ma na liczniku nieco ponad 9 tysięcy kilometrów.

Niczego mu to jednak nie ujmuje, bo niektóre rozwiązania zastosowane w tej konstrukcji do dzisiaj robią wrażenie. Szczególnie na entuzjastach motoryzacji.  Zacznijmy jednak od mniej imponujących podzespołów, które jednak z kronikarskiego obowiązku trzeba opisać.

Mamy tu do czynienia z 6-cylindrowym, czterosuwowym silnikiem Diesla o rzędowym układzie i z bezpośrednim wtryskiem paliwa, który może nie zwala z nóg osiągami, ale sprawnie radzi sobie z napędzaniem tego pojazdu.

Najciekawsza jest jego wielopaliwowość. Można tu lać mieszankę oleju napędowego z benzyną albo z naftą lotniczą i silnik po prostu będzie działał.

Jeśli leje się w proporcji 1:1, to ciężarówka pojedzie na tym jakby nigdy nic. Ale można dać nawet 3 części nafty lotniczej i jedną część oleju napędowego. Też pojedzie, ale trzeba wcześniej przestawić pompę wtryskową. Nieźle, a teraz posłuchajmy, jak to brzmi.

Jak już tu siedzimy, to kilka słów o kabinie. Wszystko w znajomym surowym stylu, który wielu ceni, a inni wspominają z mieszanymi uczuciami. Chcę jednak zwrócić waszą uwagę na dwa interesujące elementy wyposażenia. Popatrzcie na tę wyglądającą znajomo leżankę.

Działa dokładnie tak samo jak leżanki we współczesnych pojazdach, ale ma też inne zastosowania. Można ją wyjąć i wykorzystać jako leżankę warsztatową, a wojskowe zacięcie pojazdu definiuje jeszcze trzecie przeznaczenie. Żołnierze mogli użyć jej jako noszy do transportu rannych. Uniwersalny sprzęt.

Kolejny ciekawy element konstrukcji kabiny to dwa włazy wycięte w jej dachu. One również mają kilka zastosowań. Pierwsze, to wentylacja, włazy działają jak prymitywny szyberdach. Po drugie, umożliwiają ostrzał. A trzecia funkcja, to ewakuacja, gdyby pojazd utonął, bo musicie wiedzieć, że brodzenie w głębokiej wodzie to idealne zajęcie dla STAR-a 266, ale zanim o tym opowiem zaproszę was jeszcze do zwiedzenia kabiny.

STAR 266 bardzo dobrze radzi sobie z przeszkodami wodnymi. Głębokość brodzenia tego pojazdu to dokładnie 180 cm, czyli lustro wody będzie gdzieś w okolicach szyby. Kierowca w kabinie może być zalany nawet do pasa, a STAR będzie jechał dalej. Oczywiście, to dzięki kilku zastosowanym tu rozwiązaniom.

Przede wszystkim instalacja elektryczna jest tu wykonana w sposób hermetyczny. Zabezpieczone są np. rozrusznik czy alternator. Do tego wszystkie zegary mogą zostać zanurzone i nic im nie będzie, bo je odpowiednio uszczelniono. Ponadto filtr powietrza umieszczony został wysoko, dzięki czemu nie łapie niepotrzebnie wody. Spójrzcie jeszcze na tą cienką rurkę. To odpowietrzenie mostu. Miejsce, w którym się znajduje to wskazówka, gdzie może sięgać woda.

Oprócz tego, z boku jest przełącznik do uszczelnienia mechanizmu napędowego. Włącza się go bezpośrednio przed brodzeniem. Działa to tak, że powietrze pod ciśnieniem jest pompowane do mostów, do skrzyni biegów i do silnika, żeby uniemożliwić zalanie ich wodą.

Możecie zapytać, co z wydechem? Otóż zastosowano tutaj tego typu jednokierunkowy zawór, który umożliwia wydostawanie się spalin, ale blokuje przepływ wody w drugą stronę. Proste i skuteczne rozwiązanie. 

Warto wspomnieć jeszcze, że pojazd ma fabrycznie montowaną wyciągarkę. Inne STAR-y nie mogły się tym pochwalić. Jest napędzana mechanicznie, a sterowana pneumatycznie i stanowi doskonałe uzupełnienie „offroadowych” możliwości pojazdu.

Do tego dorzućmy jeszcze napęd 6×6, reduktor, blokadę wszystkich mostów i swego rodzaju nieustępliwość tej maszyny. Co otrzymujemy? Właściwie nieskończone możliwości terenowe. A teraz… pogadajmy o tej wielkiej budzie.

Ruchomy warsztat naprawczy B2/Sam – owoc współpracy STAR-a i Jelcza

Sam STAR 266 jest ciekawym pojazdem, ale dopiero w wersji z ruchomym warsztatem naprawczym B2/Sam robi niesamowite wrażenie. Nadwozie przeznaczone do wykonywania prac technicznych w warunkach polowych zostało stworzone przez Jelczańskie Zakłady Samochodowe. Jego załoga mogła naprawiać pojazdy kołowe, a nawet gąsienicowe i to niezależnie od rodzaju napędu oraz wykorzystywanego paliwa. Zajrzyjcie do środka.

Na wyposażeniu jest tu np. potężna tokarka TUM-25B, z której pomocą załoga mogła wykonywać brakujące części na potrzeby naprawianego pojazdu. 

Dodatkowo z fabryki „besam” wyjeżdżał zaopatrzony w szlifierki, spawarki, prasy czy wiertarki stołowe, ale niestety już ich tu nie ma. Zostały po nich tylko ślady na stołach warsztatowych. Brakuje też wchodzącej do zestawu niewielkiej przyczepy z agregatem prądotwórczym, która również była w standardzie.

Warsztat jest całkiem przestronny, a jeśli weźmiemy pod uwagę, że znajduje się na pace ciężarówki, to miejsca jest tu naprawdę dużo. Znalazła się nawet przestrzeń na hamaki dla załogantów, których było tu trzech. Starszy i młodszy mechanik oraz elektryk samochodowy.

Projektanci pojazdu zadbali o to, by załoga trzymała porządek. Każda szufladka jest dokładnie i przejrzyście opisana. A co mogliśmy znaleźć na wyposażeniu? Mikrometry, suwmiarki, prądnice, uszczelki pod głowice, pilniki, młotki, klucze i całą masę innych narzędzi oraz części zapasowych, koniecznych do wykonywania pracy mechanika. Dodam, że pojazd wyposażony był w ogrzewanie postojowe, więc zimą pracowało się przyjemnie.

Zwróćcie jeszcze uwagę na tablicę bezpiecznikową. Korków tu jest więcej niż w niejednym mieszkaniu. Nic dziwnego, bo przecież wszystkie pracujące tu urządzenia działają na prąd. Do dyspozycji mamy gniazda 12, 24, 230 a nawet 400 Volt. Ten cały prąd pochodził ze wspomnianego już agregatu, który jechał za pojazdem na niewielkiej przyczepce, ale warsztat można było zasilić również z sieci.

Żeby zachować wszelkie względy bezpieczeństwa, przed pracą mechanicy musieli uziemić swój warsztat. Robiło się to z wykorzystaniem takiego świdra. Na jednym końcu przytwierdzało się przewód, a drugi wbijało się w ziemię. W stojącym na gumowych oponach warsztacie to konieczne.

Pomimo tego, że na pace jest sporo miejsca, to do niektórych prac mogło go być za mało. Z uwagi na to z boku pojazdu można rozstawić namiot, dzięki któremu mechanicy mieli szansę rozłożyć się z gratami i wygodniej pracować. Stelaże są tutaj i oczywiście również stanowią część wyposażenia „besama”.

B2/Sam posiada wielką tokarkę na wyposażeniu, ale współpraca fabryk ze Starachowic i Jelcza zaowocowała jeszcze pojazdem B1/Sam, który również powstał na bazie STAR-a 266. Jego wyposażano w dźwig z ręczną wyciągarką, który umożliwiał np. łatwe wyjęcie silnika z zepsutego pojazdu. Z tego co mi wiadomo były też wersje „besamów” z warsztatem rusznikarskim.

Tego typu ciężarówki na wyposażeniu armii są standardem. Powodów jest wiele, ale pomyślcie sobie o jednym. Jak wyciągnąć zepsuty pojazd gąsienicowy, który utknął w leśnych ostępach? Czym go holować? Czołgiem? Raczej nie, bo o wiele łatwiej pojechać i naprawić go na miejscu.

Pomyślcie sobie jeszcze, że ten warsztat na kółkach nie tyle stanowił sprawne zaplecze techniczne dla armii, ale mógł wjechać w najgorszy teren i brodzić w niemal dwumetrowej wodzie, by dojechać do zepsutego pojazdu. Na mnie osobiście to robi wrażenie.

STAR 266 w rajdzie Paryż-Dakar

Na koniec chciałbym jeszcze wrócić do STAR-a 266. Te pojazdy były na tyle dobre, że udawało się je eksportować. Głównie do krajów azjatyckich i Afryki. Dość powiedzieć, że to właśnie na modelu 266 wzorowano się w 1987 roku budując specjalną wersję ciężarówki, która miała wytrzymać trudy startu w rajdzie Paryż-Dakar.

Do tego typu zadań wystawia się przecież najmocniejszego zawodnika. W rajdzie ostatecznie udział wzięły aż dwa zmodyfikowane egzemplarze STAR-a 266. Pojazdy wprawdzie dotarły do mety, która w 1988 roku znajdowała się w Senegalu, ale zajęło im to zbyt długo, by załapać się do klasyfikacji. Niemniej zniosły trudy rajdu, a to chyba najlepszy komplement dla konstruktorów.

To wszystko na dzisiaj. Jeśli podoba wam się seria historyczna, to zapraszam do komentowania. Nam podoba się na tyle, że na pewno jeszcze wróci na nasz kanał. Dajcie znać, jaki zabytkowy pojazd ciężarowy chcielibyście u nas zobaczyć.

Dzięki, życzę szerokości z CplusE. Do zobaczenia.

* Dane w materiale opracowane na 2021 rok.

Dodaj komentarz

Koszyk
Przewiń do góry