CplusE #234 – Transport z Chin. Ciężarówką szybciej niż statkiem?

Witajcie! Są różne trasy, które kierowca może uznać za zawodowe wyzwanie. Dla jednych będzie to Anglia ze swoimi problemami na granicy. Inni za trudną przeprawę mogą uważać przejazd krajami skandynawskimi zimą. Natomiast jeszcze inni myślą tak o Bałkanach czy Turcji. Co człowiek to opinia. Jest jednak trasa, do której chyba nikt nie podejdzie obojętnie i bez emocji. Jak dobrze się domyślacie po tytule tego odcinka, chodzi mi o kierunek na Chiny.

Wyjazd do Chin to przygoda, ale też trudny wyjazd, który stawia poważne wyzwanie przed kierowcą. Kiedy jechałem dwa dni po stepie i wyłaniały się jakieś zabudowania na horyzoncie, to było po prostu jak oaza na pustyni, jakiś znak, że tutaj jednak jest cywilizacja, ktoś tutaj żyje, nie jestem tutaj sam. Jest to na pewno trudne, ale wykonalne. – mówi Adrian Majcher, kierowca Omegi Pilzno na trasie do Chin. 

Omega Pilzno otworzyła stałe wahadło transportowe na trasie Chiny – Unia Europejska – Anglia. Pierwsze przejazdy już za nami i dzisiaj chcemy opowiedzieć Wam o tym kierunku z punktu widzenia „truckera”. W testową trasę do Chin wybrało się dwóch naszych kierowców.

Jednym z nich był Adrian, który powie o swoich ogólnych wrażeniach. Będzie trochę prozy życia kierowcy na dzikim wschodzie, trochę o transporcie w tamtych stronach i dużo o fatalnym stanie dróg w Kazachstanie. 

Zapraszam na CplusE. Jedziemy z tematem!

Adrian: Obecnie w Omedze Pilzno przemierzam trasy szczególnie na Bałkany. Od Bośni, przez Serbię, Kosowo, Macedonię, Rumunię, Bułgarię, aż do Grecji, a główny kierunek to Turcja. Stamtąd wracam do domu i znowu wracam na szlak. Kiedy dowiedziałem się w Omedze Pilzno o projekcie wyjazdu do Chin, pomyślałem sobie “Kurczę, chcę to zrobić, chcę tam jechać. To jak trafić szóstkę w totka, spełnienie marzeń, odkryć coś, co pozostawało do tej pory nieosiągalne.” 

Pierwsza trasa do Chin

Nasi kierowcy pokonali łącznie ponad 12 tysięcy kilometrów. Do Chin wyruszyli tandemem oraz ciągnikiem siodłowym.

Zabrali towar z Polski i udali się na granicę z Białorusią. Trasa przebiegała przez Białoruś, Rosję i Kazachstan, aż do Chin. Tam kierowcy zabrali ładunek drobnicowy, czyli głównie paczki, które Europejczycy zamawiają z chińskich portali zakupowych, ale… nie uprzedzajmy wypadków.

Adrian: Był to nasz pierwszy wyjazd w tę stronę, więc nie wiedzieliśmy, tak naprawdę, czego się spodziewać. Wiedzieliśmy, że jest to nowy kierunek i wiedzieliśmy, że nie jest on szczególnie uczęszczany. Nie jest to kierunek, o który zapytaliśmy i mieliśmy pełną odpowiedź co, gdzie, jak i kiedy, także to była podróż poniekąd w nieznane. Białoruś. Rosja i Kazachstan pozostają w niejakiej unii, która ułatwia przejazd kierowcom pojazdów ciężarowych. Ale i nie tylko – dla nas to było o tyle ułatwienie, że wjeżdżając z Białorusi do Rosji, to była czysta formalność. Pokazaliśmy zezwolenie na wjazd, bez żadnej kolejki i bez żadnej kontroli po prostu pojechaliśmy tak jak na Zachodzie czy w Polsce – przemierzając po prostu trasę i wjeżdżając do innego miasta. Jadąc do Chin, zauważyliśmy taką tendencję, że na Białorusi czy w zachodniej części Rosji jest mnóstwo polskich ciężarówek i nie brakuje także w nich polskich kierowców. Natomiast przemierzając kolejne kilometry, no ta tendencja schodziła w dół i już coraz mniej było zauważalnych tych polskich maszyn, a coraz więcej tych, powiedziałbym ekstremalnie wschodnich, jak na mongolskich numerach rejestracyjnych czy z dalekiej Rosji. 

Na trasie Białoruś-Rosja-Kazachstan widać niewiele ciężarówek z polskimi czy nawet unijnymi tablicami. To kierunek zdominowany obecnie choćby przez białoruskich przewoźników. Nasi kierowcy przejechali Mińsk i skierowali się na granicę z Rosją w miejscowości Krasnaya Gorka.

Wjeżdżając do Rosji, to była formalność, niemniej jednak musieliśmy się zatrzymać, aby okazać zezwolenie na przemierzenie terytorium Federacji Rosyjskiej i mogliśmy podążać dalej. Jadąc przez Rosję i wyjeżdżając za Moskwę, zobaczyliśmy troszeczkę inną Rosję, od tej, którą widzieliśmy do tej pory i jakiej się spodziewaliśmy. Nie była to jakaś dzika Rosja, dziki wschód, natomiast spotkaliśmy się z jeszcze większą naturalnością, większą otwartością i czymś, co u nas byłoby zakazane, a tam jest rzeczą normalną. Przepisy drogowe obowiązywały w mniejszym stopniu, niż tutaj u nas, na zachodzie czy przed Moskwą. Mówiąc wprost, droga mająca jeden oficjalny pas, zamieniała się w drogę trzypasmową ze zmieniającymi się kierunkami jazdy dla tego samego kierowcy. Raz był za ciężarówką, raz był przed nami, raz nas wyprzedzał z prawej strony, a za chwilę hamował przed samym czołem kabiny. 

Kilkaset kilometrów dalej znaleźliśmy się już w innym państwie – niby terytorium Federacji Rosyjskiej, jednak tablice i ludzie, wyglądający inaczej, wskazywali na coś kompletnie innego. Okazało się, że jesteśmy w Tatarstanie. Stolicą Tatarstanu jest Kazań. Pierwszym posiłkiem, jaki zjedliśmy na Wschodzie były oczywiście, popularne i we wschodniej Polsce, pielmieni – pierogi z mięsem, mówiąc wprost. Mogliśmy także zobaczyć, jak ci ludzie tam funkcjonują. Oni są bardzo otwarci, te restauracje, lokale, tak zwane kafoszki funkcjonują nieprzerwanie. Są to też często domowe biznesy, które trwają być może i od kilku pokoleń. Wielu kierowców się tam zatrzymuje, aby się po prostu posilić i jechać dalej. 

Dobrze, by kierowca jadący w kierunku Chin, znał język rosyjski. Dużo łatwiej porozumieć się z ludźmi we wszystkich krajach, które przemierza się po drodze właśnie po rosyjsku, niż na przykład po angielsku.

Adrian: Mój język rosyjski nie jest na jakimś wysokim poziomie, nigdy się go nie uczyłem w szkole, uczę się go sam ze względu na zainteresowanie Wschodem oraz nauczyłem się podstaw, pracując z robotnikami zza wschodniej granicy – czy to na trasie, na prakingach, czy też zanim jeszcze zostałem kierowcą ciężarówki. 

Kazachstan – droga ku Chinom

Najważniejszym i najbardziej wymagającym odcinkiem trasy do Chin okazał się Kazachstan Tam realia pracy kierowcy na trasach Europy Zachodniej zderzyły się z Azjatycką infrastrukturą drogową. Miejscami było dość ciekawie, ale Kazachstan ma też swoje, całkiem ładne, autostrady.

Jesteśmy na granicy rosyjsko-kazachstańskiej. Otwartość i uśmiech na twarzach mundurowych, to na pewno spowodowało, że choć dyscyplina była zachowana, to my się wyluzowaliśmy. Wjeżdżaliśmy do rozległego kraju, nieznanego i wiedzieliśmy tylko tyle, albo aż tyle, że nie wiemy, co nas tam czeka i że spotkamy się z ogromnym obszarem, na którym nie będzie niczego. Dokumenty mamy w ręku, towar odprawiony, możemy ruszać. Otwiera się pierwszy szlaban, wjeżdżamy na terytorium Kazachstanu i tutaj niemiłe zaskoczenie – dosłownie skończyła się droga. 

Jedziemy, droga właściwie polna, ciężarówki z ogromny ciężarami, nawet ponadnormatywnymi, mamy się na tej drodze minąć, wyprzedzać, no ogromny szok. Jednak jadąc dalej, widząc, że gdzieś jest w planie budowa drogi, że gdzieś już budowa ruszyła, mieliśmy cichą nadzieję. Ale też dojeżdżając do większej miejscowości, ta droga już była normalna. Kiedy znaleźliśmy się w Nur-Sułtan, obecnej stolicy Kazachstanu, okazało się, że jest tam autostrada, która łączy byłą stolicą Kazachstanu, Ałmaty. Interesująca jest rozległość tej autostrady i to, co możemy przy niej zobaczyć. Możemy zobaczyć nasypy, po których poruszają się jeźdźcy na koniach, a także pomniki. 

W użyciu dało się zobaczyć ciężarówki, które u nas łapią się jedynie do serii historycznej.  

Zaskoczeniem w Kazachstanie był nie tylko fatalny stan dróg, ale również motoryzacja. W użyciu dało się tam zobaczyć ciężarówki, które u nas łapią się jedynie do serii historycznej.

Trasa ciężarówką przez Kazachstan nie jest dla każdego. Kierowca nie uświadczy tam MOP-ów z prysznicem i toaletą. Nie ma restauracyjnych „sieciówek” czy wymytych na błysk stacji paliw. Postoje w Kazachstanie wyglądają nieco inaczej niż w Europie.

Adrian, przerwy, które musieliśmy odbyć, ponieważ jechaliśmy według zasad, które obowiązują w Europie, obligują nas do tego, że musimy odbierać przerwy. Tak zwane 45-tki robiliśmy po prostu na stepie, tak, jak jechaliśmy. Albo stawaliśmy na tym szutrze, albo zjeżdżaliśmy na kawałek, nazwijmy to, trawnika, na którym mogliśmy odbić przerwę, posilić się i ruszać dalej.  Jadąc dalej po stepie, nieubłaganie zbliżał się koniec czasu jazdy i wymagany odbiór przerwy domowej. Nie mieliśmy go gdzie zrobić, jednak mieliśmy takie szczęście, że była tak zwana “stojanka”, co oznacza po prostu po rosyjsku parking. Składała się z wolnego miejsca, na którym była drewniana toaleta i miska, do której ktoś kiedyś prawdopodobnie nalewał wody. Byłoby na tyle. Tam odebraliśmy swoją pauzę i z samego rana przemierzaliśmy dalszą część drogi w kierunku Chin. W takich momentach okazuje się, jak ważne jest przygotowanie do takiej trasy, bo nie wiemy co nas czeka jutro, nie wiemy jak będą wyglądać i czy w ogóle będą jakiekolwiek parkingi, nie wiemy, czy jutro będziemy mogli sobie nabrać wody. Przygotowanie w takich momentach okazuje się kluczową sprawą. Mając ze sobą wodę, jedzenie, schronienie w kawałku ciężarówki, wiedzieliśmy, że bezpiecznie odbierzemy swoją przerwę i rano

Kazachstan to była przeprawa. Jednak nasi kierowcy dotarli do granicy z Chinami bez większych problemów. W miejscowości Druzhba, gdzie znajduje się terminal przeładunkowy, oczekiwali na załadunek towarów z Chin. Mogli też wziąć tam udział w wyjątkowym wydarzeniu.

Powrót do Europy

Adrian: No nie był to łatwy rejs, teraz trzeba wrócić, ale cieszę się, że tutaj jestem i że szczęśliwie dotarliśmy. Przyjeżdżając na granicę, przygotowaliśmy swoje naczepy do załadunku, który miał się odbywać już niebawem, z nastaniem nowego tygodnia, jednak okazało się, że w niedzielę jest Wielkanoc dla wiernych obrządków wschodnich. Nasi koledzy po fachu, inni kierowcy, między innymi Białorusini, zaprosili nas na tę uroczystość. Pojechali na zakupy, zorganizowali mięso, jaja, nawet podali recepturę i wraz z Kazachami na tamtejszej “kafoszce” upiekli babkę drożdżową z rodzynkami, która była takim mocnym akcentem, potwierdzającym to święto. Zaczęliśmy świętowanie – były szaszłyki, były pisanki, gotowaliśmy jaja w cebuli, w burakach, które pozwoliły pomalować skorupki tychże jaj. Następnie białoruskim zwyczajem, podzieliliśmy się tym, co mamy i mogliśmy świętować dalej ten wielki dzień. 

Adrian: Po zakończeniu ucztowania, po świętowaniu Wielkanocy, nadszedł nieubłaganie kolejny tydzień, ale też radość – czas załadunku i powrót do domu. Nasze zestawy odprowadziliśmy na chińską granicę. Tam ciężarówka została zaplombowana, a naczepa została przeładowana z chińskiej naczepy towarem, który miał pojechać dalej, do Europy, który pobraliśmy po załatwieniu wszelkich formalności związanych z przejazdem. Na terminalu spotkaliśmy się ze sporym rygorem – musieliśmy pozostawić swoje pojazdy, udać się do gościńca, a po dopełnieniu wszystkiego, co związane z załadunkiem, mogliśmy odebrać nasze zestawy i udać się w dalszą podróż. Jednak nie wracaliśmy już przez step, którym poruszaliśmy się dwa dni, jadąc do Chin, ale pojechaliśmy inną drogą, za radą kierowców ze Wschodu, którzy tamtędy uczęszczają. I była to słuszna rada – po dwóch godzinach drogi, zobaczyliśmy normalny asfalt, normalne miejscowości. Normalny przejazd zaczął się już na początku naszego powrotu. Stamtąd dojechaliśmy do Pietropawłowska i nasza podróż bezproblemowo zaczęła przebiegać w kierunku Rosji. Dojechaliśmy do Omcka, tam odbyliśmy przerwę i poruszaliśmy się w kierunku Uralu. Kolejna część podróży przebiegała tak, jak w tamtym kierunku, jednak od Moskwy nasza droga rozjechała się. Nie udaliśmy się już na Białoruś, ale w kierunku granicy łotewskiej. Stamtąd, będąc już w Unii Europejskiej, przejechaliśmy przez Litwę i witaliśmy się już z Polską. 

Adrian: Kiedy pomyślę sobie o tym wyjeździe, o tym, że dokonaliśmy tego, byliśmy tam, widzieliśmy, jak to wygląda, wróciliśmy do domu, jestem szczęśliwy, ale i chętny wrócić tam. Wrócić na ten szlak, podjąć się kolejny raz  tego wyzwania. 

Tym akcentem kończymy nasza krótką relację. Niewykluczone, że do Chin jeszcze wrócimy. Dajcie znać co sądzicie o takich dalekich wyprawach kierowców zawodowych? Czy to praca dla was? Czy mielibyście odwagę by się zmierzyć z drogami w Kazachstanie? Komentarze są wasze. Dziękujemy Adrianowi za interesującą opowieść o tej wyjątkowej trasie i ujęcia, których użyczył nam do tego filmu. To wszystko na dziś. Życzę szerokości z CplusE. Do zobaczenia.

Dodaj komentarz

Koszyk
Przewiń do góry