Witajcie! Kiedy ktoś niezorientowany w temacie mówi kierowcy zawodowemu, że jego praca polega tylko na siedzeniu za kierownicą i prowadzeniu pojazdu, to niejeden trucker może stracić cierpliwość.
I nic dziwnego, bo przecież do obowiązków kierowcy zalicza się mnóstwo różnych czynności, jak choćby perfekcyjna obsługa tachografu czy dbanie o papierologię, związaną z transportem. Jest jednak coś jeszcze. Załadunek i rozładunek naczepy.
Nie dotyczy to wprawdzie wszystkich rodzajów transportu, no a przy niektórych towarach – jak np. paliwo – przeładunek to po prostu nieodłączny element pracy. Ale dobrze wiem, że wielu z Was wolałoby odpuścić bieganie z paleciakiem. No i w Hiszpanii kierowcy już niebawem nie będą musieli tego robić. Zapraszam na CplusE. Jedziemy z tematem!
W ubiegłym roku hiszpańscy kierowcy i przewoźnicy zagrozili strajkiem, który miał wprowadzić zamęt w krajowym łańcuchu dostaw. Akcję zaplanowali na okres przed Świętami Bożego Narodzenia, czyli najbardziej gorący dla transportu czas w roku. I co?
Postulaty hiszpańskich przewoźników i kierowców:
· Nowe parkingi przeznaczone dla pojazdów ciężarowych,
· Rewizja stawek za transport w kontekście cen paliwa,
· Zakaz załadunków i rozładunków dla kierowców,
· Skrócenie czasu oczekiwania na operację przeładunkową.
Do strajku nie doszło, bo hiszpańskie Ministerstwo Transportu zgodziło się na żądania, wśród których było np. utworzenie nowych bezpiecznych parkingów dla pojazdów ciężarowych czy korekta paliwowa, ale także zakaz załadunku i rozładunku dla kierowców oraz obietnica skrócenia czasu oczekiwania przy rampie na operacje przeładunkowe.
To oczywiście nie wszystkie zmiany, bo wiele postulatów, które podnosili Hiszpanie, dotyczyło różnych przepisów, m.in. wchodzących częściowo w skład Pakietu Mobilności i związanych z nieuczciwą – ich zdaniem – konkurencją ze strony przewoźników z naszej części Europy.
Tak czy siak, na mocy porozumienia pomiędzy hiszpańskim ministerstwem i przewoźnikami, powstały przepisy, które zdejmują jeden obowiązek z barków kierowców zawodowych, pracujących w transporcie towarów. Przeładunek.
Przepisy opublikowano 2 marca 2022 roku, a weszły w życie pół roku później, czyli we wrześniu. Niestety dotyczy to tylko ich kraju. U nas wszystko zostaje po staremu.
Zmiany pod rampą – na lepsze!
Media określiły zmiany w Hiszpanii jako przełomowe. Trudno się nie zgodzić, bo to nieczęsto spotykany przejaw dostrzeżenia prostego faktu, że praca w tej branży nie musi bazować jedynie na wysiłku przewoźników i kierowców. Są też inne ogniwa całego procesu transportowego, które mogą dorzucić swoją cegiełkę.
Skutek tego jest taki, że od września kierowcy w Hiszpanii nie będą musieli uczestniczyć w operacjach przeładunkowych. Nowe przepisy zwyczajnie im tego zabraniają i nie ma tu znaczenia, czy to miejsce rozpoczęcia przewozu, czy jego zakończenia. Są jednak od tego pewne wyjątki.
Od przeładunku nie uciekną w Hiszpanii kierowcy jeżdżący cysternami – z oczywistych względów, ale także truckerzy w firmach przeprowadzkowych, kierowcy autotransporterów, dźwigów i drobnicówki, która ląduje np. w marketach. Więc to dość szeroki zakres zadań, nieobjętych zakazem przeładunku.
Oczywiście, jak jest jakiś przepis, to musi być też kara za jego nieprzestrzeganie. W tym przypadku będzie wynosiła 4600 euro, czyli grubo ponad 20 tysięcy złotych. Drogo. Ale to nie wszystko.
W Hiszpanii na poważnie zajęli się problemami kierowców i przewoźników przy rampach. Dotyczą one też wydłużonego czasu oczekiwania na przeładunek.
Kierowcy pod rampami marnują mnóstwo czasu. We Włoszech opublikowano wyniki badania, z którego dowiadujemy się, że średnio na 11 godzin i 28 minut pracy, włoski kierowca prowadzi przez 6 godzin i 18 minut, a reszta to były postoje. Najczęściej związane z operacjami przeładunkowymi.
Autorzy badania obliczyli, że w ogólnym ujęciu generuje to stratę rzędu 10 milionów euro na rok. Nie dziwi zatem podejście Hiszpanów do tego tematu.
Zdecydowano bowiem, że jeśli pojazd oraz kierowca muszą czekać na zakończenie operacji przeładunkowej dłużej niż godzinę, to przewoźnik może zażądać od załadowcy odszkodowania za ten zbyt długi postój.
Z tego co czytamy w mediach wynika, że po upłynięciu 60 minut oczekiwania na załadunek lub rozładunek, każda kolejna godzina będzie kosztowała załadowcę niemal 40 euro.
A jeśli przestój pojazdu, spowodowany problemami załadowcy albo jego niekompetencją, będzie w Hiszpanii trwał dłużej niż dobę, to każda godzina kolejnego dnia będzie powiększać tę stawkę o 25%. W trzeciej dobie i kolejnych będzie to już 50%.
Więc za opóźnienia może grozić relatywnie wysoka kara. W tym obszarze Hiszpanie wcale nie byli pierwsi, bo podobne odszkodowania za zbyt długie oczekiwanie są np. również w Portugalii. A czy możemy liczyć na podobne przepisy w Polsce?
Myślę, że na razie nie. Choć wypowiadają się już na ten temat np. przedstawiciele Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych, to od słów do czynów daleka droga. To wszystko na dzisiaj. Życzę szerokości z CplusE. Do zobaczenia.