Witajcie! Pod koniec roku jednym z najważniejszych tematów dla branży transportowej był brexit oraz przewidywane trudności na granicach, które w jego wyniku miały nastąpić. Nie wszystkie pesymistyczne prognozy się sprawdziły, ale sytuacja – przynajmniej na początku 2021 roku – wcale nie była fantastyczna. A to jeszcze nie koniec pobrexitowej burzy w transporcie. Chcecie wiedzieć więcej?
Zapraszam na CplusE. Jedziemy z tematem!
O brexicie powiedzieliśmy już naprawdę dużo, ale gdybyśmy poświęcili temu tematowi jeszcze 5 następnych odcinków, to nie dałoby się w nich zawrzeć wszystkiego. Podobnie jest z Pakietem Mobilności, który też pewnie jeszcze nie raz wróci na nasz kanał z jakąś zmianą czy problemem do wyjaśnienia.
Dodam, że – jak zwykle przy tematach brexitowych – w przygotowaniu tego odcinka wspomogło nas Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
W dzisiejszym odcinku chcielibyśmy opowiedzieć wam, co działo się po brexicie na początku roku, jak wygląda sytuacja obecnie i co nas może czekać w najbliższej przyszłości w związku ze smutnym faktem, że Wielkiej Brytanii nie ma już w gronie państw Unii Europejskiej.
Kiedy huknął brexit – trudny początek roku
Problemy z brexitem zaczęły się jeszcze w grudniu 2020 roku, gdy mogliśmy zaobserwować wzmożony ruch towarów na granicy, prawdopodobnie wywołany w dużej mierze obawą przed skutkami wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskie oraz chęcią zrobienia przewozów na zapas.
No i w tej sytuacji Francuzi zamknęli granice. Tysiące kierowców utknęło na święta w korkach po brytyjskiej stronie formalnie z uwagi na nowy szczep koronawirusa. Było to pierwszym zwiastunem dużych brexitowych kłopotów.
Dodam jednak, że był to czas intensywnych unijno-brytyjskich negocjacji, a elementem sporu głównie Francuzów i Holendrów z Brytyjczykami był dostęp do łowisk. Zamknięcie granicy było wydarzeniem bez precedensu. W całej dotychczasowej sytuacji pandemicznej jedynie Turcja zdecydowała się na taki krok.
Umowa handlowa została zawarta w ostatnich dniach zeszłego roku. Przewiduje ona zerowe stawki celne jednak trzeba udowodnić pochodzenie towaru. Stąd niestety konieczne jest zastosowanie procedur celnych – eksportu, tranzytu i importu. Tylko po spełnieniu
formalności można w pełni czerpać profity z tej umowy. Umowa handlowa nie uchroniła nas jednak od problemów na początku 2021 roku.
Zupełnie nie. To był czas dużych wzrostów cen, spadków przepływu towarów i podkradania kanapek z kurczakiem przez funkcjonariuszy unijnych ze względu na przepisy sanitarne. Zmorą była i w pewnym stopniu nadal jest konieczność powrotów „na pusto” z Wielkiej Brytanii, której główną przyczyną są skomplikowane formalności celne.
Wielu po prostu tego nie ogarnęło i nie mam tu na myśli samych przewoźników, ale także, a może w szczególności brytyjskich eksporterów, bo to oni obecnie mają najwięcej dodatkowej „papierologii”. Formalne błędy często zatrzymują ciężarówki na granicy, generując frustrację kierowców i straty przedsiębiorstw. No i zniechęcają niektórych do prowadzenia przewozów.
Sytuacja się stabilizuje, ale…
Obecnie sytuacja nieco już się ustabilizowała. Choć nadal panuje pewien chaos formalny, to większość przewoźników zaznajomiła się z tematem na tyle, że nie ma problemów. Kłopotem jest jednak pewien dualizm procedur.
Chodzi o to, że przy wjeździe z towarem do Wielkiej Brytanii na ten moment procedury są uproszczone do minimum. Wynika to z faktu, że brytyjscy importerzy nie muszą teraz dokonywać formalności celnych importowych w momencie wjazdu towaru. Mają na to aż 6 miesięcy od chwili wprowadzenia towarów do swoich rejestrów.
Przewoźnicy mogą wjechać do Wielkiej Brytanii praktycznie bez większych wyzwań związanych z procedurami. Wystarczy posiadać dokument exportowy EX, który tworzy się w systemie celnym tzw. Export Control System. To jest potwierdzenie, że w europejskim systemie celnym przesyłka jest zadeklarowana do eksportu. Z tym elektronicznym dokumentem jedzie się na Wyspy.
Kamery sczytują numer rejestracyjny pojazdu, system kieruje nas do zielonej kolejki i jesteśmy na miejscu. Bajka. Tylko, że krótka, bo jeśli nic się nie zmieni to już od 1 lipca tego roku się skończy i trzeba będzie przy wjeździe dokonywać wszystkich formalności, dokładnie tak samo, jak robimy to przy wyjeździe.
Dodać należy, że Brytyjczycy te ograniczone procedury wprowadzili nie dlatego, żeby nam ułatwić temat, tylko z uwagi na to, że sami nie byli gotowi na obsłużenie tak dużej liczby zgłoszeń importowych.
To setki milionów tego typu operacji. Ich systemy nie były i nadal pewnie nie są jeszcze na tyle wydajne, by to przetworzyć. Brytyjscy celnicy muszą się tego nauczyć, ale też sporym problemem jest niestety brak pośredników celnych na Wyspach, którzy pomagają w dopełnianiu formalności celnych i tranzytowych.
Zupełnie inaczej ma się obecnie sytuacja na powrocie z Wielkiej Brytanii. Unia Europejska nie zadeklarowała żadnych uproszczeń, stąd mamy teraz taką kuriozalną sytuację, że na Wyspy jedzie się prawie tak jak dotychczas, ale wracając na kontynent trzeba spełnić takie formalności, jakbyśmy wracali z Ukrainy czy z Turcji.
Wszystkie towary wywożone z Wielkiej Brytanii do Unii muszą być zgłoszone do procedury eksportu, a następnie do tranzytu: Wspólnej Procedury Tranzytowej albo TIR. Należy także uzyskać pozwolenie na wjazd do hrabstwa Kent. Zaznaczam, że za brak tego zezwolenia grożą wysokie kary.
Okazało się, że te wszystkie procedury sprawiły spore trudności brytyjskim eksporterom. Szczególnie widoczne było to na początku roku. Dochodziło przykładowo do takich sytuacji, że nadawca towaru, czyli eksporter, chciał zrzucać na przewoźnika dokonywanie wszystkich formalności w tym też dokonywanie procedur eksportowych.
Stąd tak dużo przewozów na pusto. Niektórzy przewoźnicy woleli darować sobie formalności, przeciąganie liny z brytyjskimi eksporterami i tracenie na to wszystko czasu. Co więcej, nie mogli znaleźć agenta celnego gotowego zrealizować dla nich te formalności.
Wybierali kompletnie nieopłacalny powrót na kontynent bez towaru. Teraz mamy już marzec i sytuacja powoli się normalizuje, jednak to wcale nie koniec „okołoberxitowych” problemów dla naszej branży.
Brexit – to wcale nie koniec kłopotów
W miarę stabilna obecna sytuacja na granicy z Wielką Brytanią już wkrótce może się diametralnie zmienić. Jasne, że trudności mogą zacząć się w lipcu, gdy skończy się okres uproszczonych formalności przy wjeździe z towarem na teren Wielkiej Brytanii. Ale z korkami i chaosem na tej granicy możemy mieć do czynienia znacznie wcześniej.
W kwietniu rozstrzygnie się kwestia wymogów szczególnych dla przewozu towarów pochodzenia zwierzęcego i roślinnego. Temat będzie dotyczył głównie eksporterów, ale przewoźnikom i kierowcom dostanie się rykoszetem, bo to właśnie transportowcy będą stać w korkach na granicy, jeśli np. przewozu wcześniej nie notyfikowano w specjalnie przewidzianym do tego systemie czy też zabraknie kluczowego świadectwa sanitarnego czy fitosanitarnego.
To może być przyczyną kolejnych zatorów, frustracji, strat finansowych i wielu innych problemów, których przewidzieć się nie da. Tę kwestię jednak zostawiamy sobie na później, bo w chwili nagrywania tego odcinka nie znamy wielu szczegółów na temat regulacji, które od kwietnia mają zacząć obowiązywać.
Podsumowanie
To byłoby na tyle. Mam nadzieję, że brexitowa sytuacja szybko się ustabilizuje i transport w tamtym kierunku, choć obwarowany szeregiem dodatkowych formalności, będzie dokonywał się normalnie. Jeśli macie jakieś pytania na ten temat, to sekcja komentarzy jest wasza.
Dzięki za dzisiaj, życzę szerokości z CplusE. Do zobaczenia.
* Dane w materiale opracowane na 2021 rok.