CplusE #187 – Bliżej nie dało się już dojechać – nietypowy transport

Witajcie! Na naszym kanale bardzo często mówimy o przepisach, które regulują pracę kierowców. Dużo jest o nakazach, zakazach i codzienności osób, prowadzących wielotonowe zestawy ciężarowe. Tym razem jednak opowiemy o czymś zgoła niecodziennym. Odcinek poświęcimy wyjątkowemu transportowi, w którym udział brała Omega Pilzno. 

Zapraszam na CplusE, jedziemy z tematem.

Pośród tysięcy zwyczajnych transportów łatwo wejść w rutynę. Bardzo często jeden przewóz przypomina drugi, kolejny natomiast niczym nie różni się od następnego. Czasem jednak zdarza się takie zlecenie, które jest po prostu ciekawe. Nietypowe i zapadające w pamięć.

Kiedyś Omega Pilzno przewoziła na przykład wrak samolotu Dakota z II Wojny Światowej, o którym raz wspominaliśmy na kanale. Trzeba przyznać, że to był interesujący ładunek. Przecież niecodziennie ma się do czynienia z wielkim kawałem historii, leżącym na pace za naszymi plecami.

Tym razem jednak nie tylko ładunek jest interesujący, ale także kierunek, w którym go zawieźliśmy.

Do przewiezienia był ważący okrągłą tonę dzwon, który – trzeba przyznać – sam w sobie jest ciekawym ładunkiem. Bo jak go odpowiednio zabezpieczyć? Czy w trakcie transportu serce dzwonu ma być założone, a może zdjęte? To są kwestie, którymi trzeba było się zainteresować.

Ale jak wspominałem, bardziej interesująca była destynacja. Dzwon miał bowiem trafić do Watykanu. No i ktoś z was może pomyśleć, że to przecież zwyczajny transport na Włochy. Ok, ale nie w tym przypadku.

Nasz kierowca odebrał ładunek z Rydułtowów na Śląsku i w tym nie ma niczego nadzwyczajnego, ale prawdziwie nietypowy był zapis w CMR-ce w rubryce miejsce przeznaczenia…

Tak. Miejscem przeznaczenia było samo serce Stolicy Apostolskiej. Bazylika Świętego Piotra. Dodatkowo ładunek miał uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu, z udziałem papieża Franciszka.

Podsumujmy. Nasz pojazd ciężarowy miał zawieść dzwon ważący tonę pod Bazylikę Świętego Piotra, w dodatku prosto do samego papieża. Nie mogło być zatem mowy o żadnym opóźnieniu.

Od załadunku na Śląsku, po rozładunek w Watykanie wszystko musiało pójść idealnie. Jednak historia tego transportu rozpoczyna się zupełnie gdzie indziej. Wiele kilometrów na wschód od Rzymu.

„Dzwon to dzieło, które jest bardzo kruche.”

Dzwon, który Omega Pilzno przewiozła do Watykanu nosi nazwę „Głos Nienarodzonych”. Został odlany w Pracowni Ludwisarskiej Jana Felczyńskiego w Przemyślu i właśnie stamtąd rozpoczął swoją podróż do Stolicy Apostolskiej.

Znajdujemy się w pracowni ludwisarskiej, czyli odlewni dzwonów, miejscu gdzie od ponad 200 lat wykonujemy dzwony kościelne. W tle słychać szum topionego metalu. Właśnie przygotowujemy odlew. Będziemy topić materiał to temperatury około 1150 stopni Celsjusza, a następnie powstaną nowe dzwony.

Ród Felczyńskich para się ludwisarstwem od 1808 roku. Historia związku tej rodziny z produkcją dzwonów rozpoczęła się w Kałuszu – mieście, które obecnie znajduje się na Ukrainie.

Ludwisarski biznes trafił do Przemyśla za sprawą Jana Felczyńskiego, który w 1948 roku reaktywował odlewnię przy ul. Słowackiego. Od tamtego czasu Przemyśl, przez znawców dziedziny, nazywany jest matecznikiem ludwisarstwa w Polsce.

Obecnie powstają tu bardzo imponujące dzwony. Przykładem może być „Vox Patri”, czyli „Głos Ojca”, który jest największym na świecie dzwonem kołysanym. Ma 4 metry wysokości, 4,5 metra średnicy i waży 55 ton. Specjaliści z przemyskiej ludwisarni wykonali go dla sanktuarium w Brazylii.

My wykonujemy dzwony metodą tradycyjną, niezmienioną od ponad 200 lat. Stosujemy do tego formy gliniane. To glina zmieszana z końskim łajnem. Materiał idealny, współpracujący ze specjalnym brązem odlewniczym, zawierającym dużo cyny.

Dzwony wykonuje się w dość pracochłonny i monotonny sposób. Średnio taką formę do dzwonu wykonuje się w okresie do 3 miesięcy. Musimy wykonać 3 lub 4 części formy. To “rdzeń”, “dzwon fałszywy”, “płaszcz” oraz “korona”. Wszystko co potem widać na dzwonie jest odlewem, włącznie z uchwytem, czyli z koroną.

Stworzenie takiego dzwonu nie jest proste, szczególnie jeśli w swoim procesie produkcyjnym kierujemy się tradycją, tak jak jest to w przypadku przemyskiej ludwisarni. Nie dziwi zatem, że tego typu ładunek musi być koniecznie odpowiednio zabezpieczony. To jest dzwon już sporej wielkości. Jego waga to tona, a średnica około 1,2 metra. Dlatego ważny jest transport, aby odpowiednio zabezpieczyć taki dzwon.

W tej wielkości dzwonu możemy oczywiście stosować palety czy europalety. Jest to jeszcze wielkość pozwalająca na tego typu transport. Musimy odpowiednio zabezpieczyć ładunek poprzez zapięcie go pasami. Powierzchnia dzwonu nie może zostać porysowana w transporcie, a on sam musi być stabilny i nie powinien się przechylać w żadną ze stron. Też żadne elementy takie jak “serce” nie mogą zostać zamontowane przed transportem. Te wszystkie elementy muszą być połączone dopiero później.

Jak widzicie, razem z dzwonem wieźliśmy również pojazd Meleks, którego zadaniem było przewożenie naszego nietypowego ładunku w miejscach, gdzie nie mogła wjechać ciężarówka.

„Ciężarówka dojechała najbliżej, jak się dało.”

Organizacja transportu dzwonu do Watykanu, na sam plac Świętego Piotra, nie jest tradycyjnym zleceniem, które może załatwić każdy spedytor czy planista. Potrzebne są specjalne przepustki i pozwolenia. Tym bardziej, że dzwon Głos Nienarodzonych miał zostać zaprezentowany samemu papieżowi Franciszkowi.

Jak mówi Bogdan Romaniuk, prezes fundacji “Życiu Tak”, “kiedy powstał pomysł, by firma Felczyńscy z Przemyśla wykonała dzwon Głos Nienarodzonych, chcieliśmy aby Papież Francisze go pobłogosławił i symbolicznie uderzył. W związku z tym jako Zarząd Fundacji oraz Biskup Jan Wątroba z Diecezji Rzeszowskiej, wystąpiliśmy z prośbą o wyrażenie zgody na to, by Papież Franciszek dokonał tego symbolicznego aktu. Zwróciliśmy się także z prośbą do firmy Omega Pilzno o zawiezienie dzwonu do Watykanu, za co jesteśmy bardzo wdzięczni.”

Głos Nienarodzonych dojechał do Watykanu o czasie, jednak nasza ciężarówka, pomimo zapisu w CMR-ce, nie mogła wjechać na sam Plac Świętego Piotra. Dzwon trzeba było rozładować.

Jak tłumaczy Bogdan Romaniuk, “tak naprawdę ciężarówka wjechała jak najbliżej miejsca, gdzie miało dojść do poświęcenia, czyli już do środka Watykanu. Brama, która była przed nami nie pozwalała, aby tej wielkości pojazd pojechał dalej. Był na miejscu widlak, który ściągnął dzwon i meleks. Później udało się przetransportować ładunek na plac, gdzie miało dojść do symbolicznego uderzenia.

W trakcie nabożeństwa papież Franciszek poświęcił dzwon Głos Nienarodzonych i dokonał symbolicznego, pierwszego uderzenia.

Później dzwon wrócił na naszą ciężarówkę i do Polski, do podkarpackiej miejscowości Kolbuszowa.

Podsumowanie

Chociaż udział Omegi Pilzno w transporcie dzwonu jest już dawno za nami, to podróże tego nietypowego ładunku wcale nie dobiegają końca. Okazuje się, że Głos Nienarodzonych będzie zwiedzał świat i np. już niebawem wybiera się za ocean, do Waszyngtonu.

W tym miejscu konkluduje się nasza historia o transporcie dzwonu na watykański Plac Świętego Piotra. Jak wam się podobają takie transporty? Macie może jakieś ciekawe przykłady z własnej pracy? Jeśli tak, chętnie poczytam o nich w komentarza. 

A teraz się już żegnam i życzę szerokości z CplusE. Do zobaczenia.

Dodaj komentarz

Koszyk
Przewiń do góry